Ilość wyświetleń: 302

Koniec wojny w PKW ?

Jak postrzega Pan zmiany w zarządzie PKW?
– Biorąc pod uwagę kompetencje, dokonano właściwego wyboru. Nowy prezes jest inżynierem górnikiem, posiada doświadczenie w branży. Teraz musimy przekonać go do zwiększenia środków na inwestycje. Jeżeli brakuje pieniędzy na niezbędny sprzęt i części zamienne, to trudno oczekiwać, że utrzyma się produkcję na odpowiednim poziomie.

 

Jak postrzega Pan zmiany w zarządzie PKW?
– Biorąc pod uwagę kompetencje, dokonano właściwego wyboru. Nowy prezes jest inżynierem górnikiem, posiada doświadczenie w branży. Teraz musimy przekonać go do zwiększenia środków na inwestycje. Jeżeli brakuje pieniędzy na niezbędny sprzęt i części zamienne, to trudno oczekiwać, że utrzyma się produkcję na odpowiednim poziomie. Niedoinwestowanie zagraża bezpieczeństwu. Ubiegły rok nie szczędził nam wypadków, również tych śmiertelnych. Mam nadzieję, że zarząd zacznie słuchać pracowników zatrudnionych bezpośrednio przy wydobyciu i skorzysta z ich doświadczenia.


Czy to oznacza, że warunki bezpieczeństwa w koncernie uległy pogorszeniu?
– Tak. Wypadki były konsekwencją zaniechań. Na brak środków na niezbędny sprzęt, części  zamienne nakładają się braki w zatrudnieniu. Nie ma takiego oddziału, który miałby wystarczającą, wynikającą ze schematu organizacyjnego liczbę pracowników. Nie można opierać się na wielkości zatrudnienia sprzed 10 lat, ponieważ miejsca wydobycia znacznie oddaliły się  od szybu. Wydłużył się transport, więcej pracy mają służby zabezpieczające. Równocześnie jedna ze spółek córek zatrudnia ok. 200 ludzi i wynajmuje ich PKW. Wśród nich są emeryci, którzy odeszli z kopalni. Na nich mamy budować strategię zatrudnienia? Ściągnięciem tych pracowników pracodawca pokazał, że mamy rację mówiąc o brakach kadrowych. Świadczy to o prowadzeniu dotychczas złej polityki kadrowej przez osoby odpowiedzialne za zatrudnienie w firmie. Rozumiem, że każda z tych osób chce pracować, ale zamiast zatrudniać poprzez spółkę, powinniśmy zmienić politykę kadrową i zwiększyć zatrudnienie w naszej firmie.

Jak ocenia Pan dialog społeczny w PKW?
– Od pewnego czasu nie ma dialogu. W 2008 roku w pierwszej edycji konkursu „Pracodawca Przyjazny Pracownikom” firma zdobyła ten zaszczytny laur przyznany na wniosek Komisji Zakładowej Solidarności. Jeszcze kilka miesięcy temu pytałem poprzedniego prezesa, co się stało z tą firmą przyjazną pracownikom?

Skończyła się współpraca z Solidarnością?
– To było następstwem tego, że głośno mówiliśmy o niedoinwestowaniu i brakach kadrowych. Jak słowa nie pomagały zaczęliśmy pisać pisma. Poprzedni zarząd uznał, że nasze działania są większym problemem, niż brak realizacji planu i obraził się na Solidarność. Postanowiono wówczas zdobyć wiedzę, skąd Solidarność wie o nieprawidłowościach w firmie, nagle pojawiła się kamera monitoringu skierowana na wejście do naszego biura. Dziwnym trafem pewne osoby, które odwiedziły naszą komisję były wzywane na rozmowy i wypytywane o pewne sprawy.

Jednym z przejawów niechęci do Solidarności był też atak na działaczy związkowych.
– Szykany dotknęły kilku członków Komisji Zakładowej, zakładowego Społecznego Inspektora Pracy oraz innych pracowników będących członkami związku. Przez atak na pierwszą, drugą i kolejne osoby, chciano zamknąć nam usta. Eskalacja tych działań narastała. Polegały na zmianach angaży członków związku czy kwestionowaniu wyników badań okresowych. Jak to nie pomogło, zajęto się moim zdrowiem. Pracodawca skierował mnie na badania okresowe, ukrywając fakt, że jestem oddelegowany do pracy związkowej. Wcześniej przez kilkanaście lat pracowałem jako górnik w przodku, na ścianie i na przebudowie, jednak kiedy przeczytałem opis mojego stanowiska, to nie mogłem uwierzyć. Mimo że byłem zatrudniony bezpośrednio przy wydobyciu, połowy z wypisanych tam czynności nigdy nie wykonywałem. Dodatkowo, to były czwarte badania po przebytej chorobie i wcześniej mój stan zdrowia pracodawcy nie przeszkadzał. To były perfidne i przemyślane działania, które miały zdyskredytować Solidarność w oczach załogi.

Ale wygrał Pan sprawę w sądzie.
– To nie ja wygrałem, tylko poprzedni zarząd przegrał. Ja nawet przez moment nie wątpiłem, że zarząd postępuje niesłusznie, a wyrok sądu to potwierdził. Niemniej czuję żal, bo ostatnie dwa lata zostały zmarnowane, jeśli chodzi o rozwój firmy. Kierownictwo nie zajmowało się produkcją, tylko walką z Solidarnością. Kancelaria adwokacka, wynajęta przez zarząd w mojej sprawie, kasowała kilkaset złotych za godzinę pracy. Czy ci panowie tak szastaliby pieniędzmi, gdyby pochodziły z ich prywatnych kieszeni? A wszystko to działo się, gdy firma dołowała coraz bardziej.

Kilka dni po ogłoszeniu wyroku prezes spółki i jeden z członków zarządu podali się do dymisji.
– Nie wiem, czy to była bezpośrednia przyczyna, ale czara goryczy została przelana. Gdyby nie doszło do zmian w zarządzie, ta sprawa znalazłaby swój koniec w Sądzie Apelacyjnym albo Sądzie Najwyższym i mogłaby trwać nawet dwa lata. W tym czasie związek byłby w dalszym ciągu inwigilowany i szkalowany. Wcześniej kilkakrotnie ktoś rozrzucił ulotki, w których zostałem oczerniony. Osoby, które za tym stały, liczyły na to, że nie wytrzymam, że się poddam, zwinę ogon i że zamkną usta Solidarności. Trzeba podkreślić, że wyrok w tej bulwersującej sprawie jest prawomocny.

Nie jest tajemnicą, że wśród osób z kierownictwa, które walczyły z Solidarnością i dążyły do upokorzenia przewodniczącego, byli też członkowie związku.
– To jest najbardziej przykre. Te osoby nie są już w związku. Zgodnie ze statutem zostały wykluczone za działalność na szkodę związku, nie licującą z postawą członka Solidarności.

Solidarność w PKW jest teraz silniejsza?
– Solidarność jest największym związkiem w spółce, liczącym ponad 2000 członków i zawsze była najsilniejsza. Cały czas miałem świadomość, że jest wiele osób, które mi kibicowały i kibicują, dlatego łatwiej mi było przez to wszystko przejść. Wielu pracowników nie obawiało się zademonstrować, że popiera przewodniczącego, niektórzy stracili za to stanowiska. Bardzo ich szanuję, bo nie dali się sprzedać i dziękuję im za wsparcie. Byli też tacy, którzy odwrócili się ode mnie, ale to jest problem ich sumień. Niejednokrotnie ci ludzie swoją pozycję w firmie zawdzięczają właśnie Solidarności.

Rozmawiał Pan już z nowym prezesem o tych wszystkich problemach?
– Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że dialog z pracodawcą wróci do poziomu z 2008 roku i znów będziemy mogli starać się o laur „Pracodawca Przyjazny Pracownikom”.

Z Waldemarem Sopatą, szefem Solidarności w Południowym Koncernie Węglowym, rozmawiała Agnieszka Konieczny