Ilość wyświetleń: 280

„Solidarność” pozbawiła nas solidarności

Czy naprawdę staliśmy się narodem ludzi zawistnych, podejrzliwych i kłótliwych? Spójrzmy na reakcje z ostatnich dni, na internetowe wpisy – po strajku lekarzy, po strajku górników, a teraz po zapowiadanych demonstracjach rolników.

Czy naprawdę staliśmy się narodem ludzi zawistnych, podejrzliwych i kłótliwych? Spójrzmy na reakcje z ostatnich dni, na internetowe wpisy – po strajku lekarzy, po strajku górników, a teraz po zapowiadanych demonstracjach rolników.

 

Lekarzom wypominane jest wszystko: lenistwo, pazerność, to, co w garażu i gwizdanie na przysięgę Hipokratesa. Górnikom – trzynastki, czternastki i w ogóle to, że dostali pieniądze od państwa (czyli nasze) na ratowanie kopalń, zamiast iść na bezrobocie. Teraz rolnikom wypomina się KRUS, dopłaty i to, że chłop śpi, a w polu rośnie. A omamionym przez banki  „frankowiczom”, że jak brali kredyty, to z innych się śmiali. I że na biednych nie trafiło.

 

Założę się, że gdyby zaczęli strajkować studenci, to natychmiast wołano by, że to gromada pijaków, która korzysta z różnych ulg i stypendiów. Gdyby pokazali się właściciele małych firm, to wołano by, że zatrudniają ludzi na śmieciówkach, że mają w nosie kodeks pracy, i że wyzysk to oni. Itd., itp.

 

Więc powtarzam pytanie: czy naprawdę staliśmy się narodem ludzi zawistnych, podejrzliwych i kłótliwych? Nie sądzę. To w niewielkim stopniu wina ludzi, a w zdecydowanym – okoliczności. Ustroju, że tak powiem… Który te wszystkie złe cechy w nas wyzwala i starannie hoduje. I normalnych ludzi przemienia w hieny. 

 

To wszystko jest tym bardziej boleśnie odczuwane, że jeszcze nie tak całkiem dawno, pokolenie w tył, tej wojny wszystkich ze wszystkimi nie było.

 

Dziś mało kto jest to sobie w stanie wyobrazić, ale w latach 1980-1981 powszechne były tzw. strajki solidarnościowe. To znaczy było tak, że jak pielęgniarki strajkowały o podwyżkę, to strajk solidarnościowy zakładali tramwajarze. I tramwaje stawały. Nie dlatego, żeby pracownicy MZK dostali jakieś dodatkowe pieniądze, ale żeby dostały je pielęgniarki.

 

Posłuchajmy przez chwilę, jak o tamtych czasach mówią dzisiejsi pięćdziesięcio i sześćdziesięciolatkowie.  A mówią, że było trudno, ale ludzie trzymali się razem, pomagali sobie wzajemnie, jeden mógł na drugiego liczyć.

 

Dziś te wspomnienia brzmią jak bajki Stanisława Lema. Ale taki był świat. Cóż więc się stało, że Polacy tak gwałtownie się zmienili? Otóż zmieniły się okoliczności. Dawny „socjalizm” zastąpiony został neoliberalizmem, chyba najmniej udaną odmianą kapitalizmu, i wypalił milionom ludzi dziury w mózgu.

 

To ironia historii, ale związek zawodowy „Solidarność” wprowadził ustrój opierający się na braku solidarności i na wrogości do związków zawodowych. Tak wyszło. Nowy ustrój rozbił społeczeństwo na wzajemnie podgryzające się grupki, słabe i łatwo dające się manipulować. A trybunom ludowym tych, którzy potrafią przeciwstawić się wielkim tego świata – bankom, wielkim korporacjom, Kościołowi, dokleił gębę szaleńców lub ludzi zepsutych.

 

Zwróćmy uwagę, jak od lat pokazywani są w mediach związkowcy – jako żyjący na koszt właściciela firmy darmozjady. Gdy któryś z nich wejdzie w jakieś kombinacje, to natychmiast jest to nagłaśniane i pokazywane. O! Patologia związków zawodowych! Wywalmy je z zakładów pracy!

 

Och, jaka to logika! To tak jakby za to, że gdzieś złapano policjanta pijaka albo łapówkarza, żądano rozwiązania policji. A za afery z księżmi pedofilami – wepchnięcie Kościoła do podziemia. Tak to wygląda.

 

Nowy ustrój, neoliberalizm, napuszcza jednych na drugich. Niszczy w ten sposób poczucie więzi społecznych. Poczucie wspólnoty. Bo jak ktoś mnie okrada – ten lekarz, górnik, „frankowicz”, rolnik itd., to jak mogę mieć z nim coś wspólnego? Ale w ten sposób atomizuje społeczeństwo, przerabia obywateli na bezwładną masę. Taką, którą można sterować PR-owskimi trikami, która nie uczestniczy w życiu publicznym, jak obywatele.

 

Oto drugi paradoks – „Solidarność” pozbawiła nas solidarności, Platforma Obywatelska wytarła gumką myszką obywatelskość z życia publicznego. Podnosząc egoizm, ten najbardziej prymitywny, do rangi zasady naczelnej. I cóż oferuje w zamian? Napuszczanie na kolejne grupy, wspólne szukanie wroga, tego złego. Emocje, erystyczne popisy. I zero namysłu na kondycją III RP.

 

A moglibyśmy zacząć w ten sposób – na początku lat siedemdziesiątych XX wieku mijała rocznica 25-lecia istnienia RFN. Niemcy Zachodnie zaczynały jako kraj zrujnowany, jako parias Europy, z samego dna. Jaką miały pozycję w roku 1974?  Teraz mija 25 lat Trzeciej Rzeczpospolitej. Jak zmieniła się w ciągu tych lat? Czy nasz przemysł, nasi naukowcy są konkurencyjni w świecie?

 

Gdybyśmy dokonali takiej analizy, zastanowili się, skąd wziął się tamten boom Niemiec, jaką rolę odegrały w nim i związki zawodowe, i niezależne organizacje konsumentów, i system budowy konsensusu w większości spraw, i porównali to z Polską ostatnich lat, pewnie mielibyśmy dobry, wstępny materiał do przemyśleń.

 

Ale tak się nie stanie. Bo taki materiał to byłaby bomba podłożona pod panujący nam ustrój. A on ma jeszcze dość sił, by bronić się skutecznie. 

 

Robert Walenciak

 

Źródlo http://fakty.interia.pl