Ilość wyświetleń: 343

Sopata: Być może nie wszystko stracone…

– W przestrzeni publicznej od kilkunastu lat trwa dyskusja na temat dekarbonizacji, podczas gdy mało kto zastanawia się, jak skutecznie zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne kraju. (…) Niech nikt nie myśli, że w sytuacji krytycznej łatwo sprowadzimy energię z zagranicy, z Europy Zachodniej. Tam zużycie prądu też rośnie, a nikt o zdrowych zmysłach nie sprzedaje czegoś, czego sam bardzo potrzebuje – przestrzega przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” ZG „Sobieski” Waldemar Sopata.

Solidarność Górnicza: – 1 lutego minęło 25 lat od powstania Zakładu Górniczego „Sobieski” jako części koncernu paliwowo-energetycznego, gdzie „część energetyczną” stanowiła jaworznicka elektrownia. Tymczasem historia zatoczyła koło i rok temu kopalnia, wraz z całą spółką węglową, do której należy, przeszła w ręce Skarbu Państwa. Jak można byłoby podsumować ten wcześniejszy etap? Czy to, że przez dwie dekady „Sobieski” i elektrownia stanowiły jeden organizm, wyszło zakładowi na dobre?

Waldemar Sopata, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” ZG „Sobieski”: – Historia pokazała, że taka formuła funkcjonowania miała sens, zwłaszcza na samym początku, gdy byliśmy w grupie z Południowym Koncernem Energetycznym. Wtedy interesy kopalni i spółki energetycznej były zbieżne – przedsiębiorstwo górnicze wydobywało paliwo, a elektrownia wykorzystywała to paliwo do produkcji energii. Dzięki temu mieliśmy gwarantowany odbiór produktu. Gdyby ten stan rzeczy się utrzymał, z powodzeniem działalibyśmy tak nadal. Niestety, stabilność mechanizmu stworzonego przed 25 laty naruszyło powołanie koncernu Tauron Polska Energia. Wtedy zaczęły się kłopoty zarówno w wydobyciu, jak i wytwarzaniu.

SG: – To by oznaczało, że sama idea konsolidacji była dobra, ale w którymś momencie proces ten poszedł za daleko, czy tak?

WS: – Zdecydowanie tak. Ja to pytanie zadawałem wielokrotnie, jeszcze za czasów wiceministra gospodarki odpowiedzialnego za górnictwo Krzysztofa Tchórzewskiego, w roku 2007, potem za rządów Platformy Obywatelskiej – jaki był cel powoływania wielkich spółek energetycznych? Czy po to, by usprawnić proces wytwarzania energii? Jeśli tak, to dlaczego włączono w struktury tych koncernów spółki zajmujące się dystrybucją? Przecież one kierowały się zupełnie czym innym w swojej działalności. Były nastawione przede wszystkim na zysk. Skończyło się na tym, że wspomniane podmioty zaczęły handlować energią, co zaburzyło funkcjonowanie stworzonego systemu. Spółki dystrybucyjne zaczęły działać na szkodę spółek wydobywających paliwo i wytwarzających energię, choć były w tym samym koncernie. Namacalnym dowodem świadczącym o rozbieżności interesów spółek wchodzących w skład Grupy Tauron było wstrzymanie budowy szybu „Grzegorz” na blisko dwa lata. Konsekwencje odczuwamy po dziś dzień, bo nie możemy wydobywać tyle węgla, ile byśmy mogli, a mówimy tutaj o węglu posiadającym parametry pożądane przez elektrownię – chodzi głównie o niewielką zawartość chloru. W bloku węglowym, gdzie eksperymentowano z węglem innym niż z „Sobieskiego”, o nieznanych parametrach jakościowych, dochodziło do częstych awarii. Potem pojawił się jeszcze dodatkowy czynnik, który niekorzystnie wpłynął na naszą działalność – wymuszony politycznie coraz większy udział energii wytwarzanej ze źródeł odnawialnych w tym, co sprowadzały spółki dystrybucyjne. Nawiasem mówiąc, to samo zjawisko zaczęło dotykać również górnictwo węgla brunatnego. Sytuacja kopalń i elektrowni konwencjonalnych stale się pogarszała, bo koncern jako całość zaczął ograniczać produkcję energii z węgla, co wiązało się z brakiem odbioru zakontraktowanego surowca przez elektrownię. Najciekawsze jest to, że w naszych kopalniach nie występowały żadne inne zagrożenia, spółka wydobywcza regulowała wszystkie swoje zobowiązania, a jedynym czynnikiem, który nas „dołował”, było polityka koncernu, do którego należeliśmy. Patrząc z perspektywy czasu, można byłoby powiedzieć, że na pewnym etapie ta konsolidacja rzeczywiście poszła za daleko. I nie mam tutaj na myśli łączenia kopalń z energetyką konwencjonalną, bo to akurat „zdało egzamin”. Problemy pojawiły się wtedy, kiedy władze koncernu zaczęły nadawać priorytet interesom spółki dystrybucyjnej. To się zemściło i ostatecznie zaszkodziło całemu projektowi konsolidacyjnemu.

SG: – Opuszczenie koncernu Tauron Polska Energia przez Tauron Wydobycie SA, obecny Południowy Koncern Węglowy SA, spowodowało konieczność dostosowania się firmy do nowych uwarunkowań. Czy PKW poradzi sobie w nowych okolicznościach?

WS: – Jeśli chodzi o PKW, od początku byliśmy za powrotem do sprawdzonego modelu konsolidacji, czyli połączenia z energetyką na zasadach obowiązujących w czasach, kiedy kopalnie Południowego Koncernu Węglowego były bezpośrednim zapleczem surowcowym Południowego Koncernu Energetycznego. Ale czy to się komuś podoba, czy nie, niezależnie od tego, jakie będą powiązania pomiędzy PKW a elektrownią, czy – jak do niedawna – kapitałowe, czy tylko handlowe, nasze kopalnie mają określone położenie, w pobliżu elektrowni, gdzie wybudowano nowy blok energetyczny o mocy 910 megawatów i gdzie zapotrzebowanie na węgiel nadal będzie. Poza tym wybudowano bocznicę kolejową umożliwiającą dostarczenie węgla do elektrowni bezpośrednio z ZG „Sobieski”. Może ktoś udowadniać i opowiadać bzdury, że będzie węgiel sprowadzał „tańszy węgiel” z Australii albo powoływać się na ceny ARA [indeks cen węgla w portach Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia – przyp. red. SG], nie biorąc pod uwagę chociażby kosztów transportu. Wtedy sam o sobie zaświadczy, że albo udaje, albo jest niekompetentny i nie wie, o czym mówi. Żeby nie być aż tak pesymistycznym, mogę powiedzieć, że pojawiło się pewne „światełko w tunelu”. Nie tak dawno, podczas spotkania ze stroną związkową, pani minister przemysłu Marzena Czarnecka poruszyła temat funkcjonowania kopalń w powiązaniu z energetyką. Miałem wówczas okazję, by odpowiedzieć na szereg pytań dotyczących tej kwestii. Być może zatem nie wszystko stracone…

SG: – A jak to wygląda na tle perspektyw, jakie rysują się przed całym sektorem wydobywczym – zwłaszcza przed górnictwem węgla energetycznego?

WS: – Sytuacja wszystkich producentów jest dziś bardzo trudna. Kiedy ceny węgla według indeksu ARA były niskie, różnymi naciskami zmuszano kopalnie do tego, by sprzedawały węgiel spółkom wytwarzającym energię w cenach indeksu ARA. Jednak kiedy indeks ARA rósł, nam nie wolno było podnosić cen surowca, co w sposób oczywisty pogarszało sytuację spółek węglowych. Tak można przecież zniszczyć każde przedsiębiorstwo. Jednocześnie w przestrzeni publicznej od kilkunastu lat trwa dyskusja na temat dekarbonizacji, podczas gdy mało kto zastanawia się, jak skutecznie zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne kraju, a za to przede wszystkim odpowiada rząd. Zwalczane są wszystkie stabilne źródła energii, jakie mogłaby mieć Polska. Utrudnia się funkcjonowanie energetyce węglowej, zamyka kopalnie i jeszcze opóźnia budowę elektrowni atomowej. Uważam, że jest to jawne działanie na szkodę państwa. Budowa elektrowni jądrowej trwa kilkanaście lat. Jakiekolwiek zmiany lokalizacyjne czy technologiczne tylko ten proces opóźnią. Wie o tym każdy, kto miał do czynienia z branżą energetyczną. Skąd weźmiemy prąd w sytuacji, gdy wygasimy elektrownie węglowe, a nie zdążymy wybudować niczego, co mogłoby je zastąpić? To samo dzieje się z innymi inicjatywami. Zagrożona jest nawet budowa fabryki samochodów elektrycznych, choć w tym przypadku obowiązują gwarancje wynikające ze specustawy. Wracając do energetyki, niech nikt nie myśli, że w sytuacji krytycznej łatwo sprowadzimy energię z zagranicy, z Europy Zachodniej. Tam zużycie prądu też rośnie, a nikt o zdrowych zmysłach nie sprzedaje czegoś, czego sam bardzo potrzebuje. Mamy zatem przed sobą perspektywę tyleż przerażającą, co i niebezpieczną.

SG: – Dziękujemy za rozmowę.

rozmawiał: MJ

źródło: solidarność górnicza