Gdy „Solidarność” przez lata ostrzegała, że skrajnie zideologizowana unijna polityka klimatyczna zmierza do tego, że ceną za budowę „zielonej” Europy będzie bieda i bezrobocie jej mieszkańców część tzw. mainstreamu brała nas za oszołomów, a w najlepszym wypadku za przedstawicieli węglowego lobby. 14 lipca wszystko to, przed czym przestrzegaliśmy, potwierdził sam Frans Timmermans prezentując „Fit for 55”, czyli pakiet działań legislacyjnych, które mają umożliwić Unii Europejskiej ograniczenie emisji gazów cieplarnianych do roku 2030 o 55 proc.
„Fit for 55” to już nie tylko krucjata przeciwko paliwom kopalnym i energetyce konwencjonalnej, lecz przeciwko wszystkiemu co sprawia, że współczesnym mieszkańcom UE żyje się lepiej i dostatniej, niż pokoleniu ich dziadków. Szaleństwo unijnych komisarzy uderzy przede wszystkim w mieszkańców naszej części Europy. Jeśli po 30 latach od transformacji ustrojowej przeciętny Kowalski może się pochwalić tym, że stać go np. na własny samochód i wyjazd na wakacje, to już niebawem zostanie tego pobawiony. Będzie płacił 2 razy więcej za ogrzewanie domu i energię elektryczną, a benzyna będzie kosztować 8 zł za litr. Kowalski będzie się cieszył, gdy po opłaceniu rachunków pensji wystarczy mu na roladę z kluskami na niedzielny obiad.
Czytając o planach Timmermansa i spółki trudno uniknąć skojarzeń z komunistyczną inżynierią społeczną. W czasach słusznie minionych „czerwoni” komisarze usiłowali podporządkować całe życie społeczne realizacji celu, jakim była budowa socjalizmu. Współcześni, „zieloni” komisarze robią niemal dokładnie to samo, w imię rzekomej walki ze zmianami klimatu. Efekty obu tych eksperymentów będą podobne: wpędzenie setek milionów ludzi w biedę i odebranie im podstawowych praw.
Piszę „rzekoma walka ze zmianami klimatu”, bo przecież nie o klimat w tym wszystkim idzie. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy prezentowano „Fit for 55” kanclerz Angela Merkel dopinała z prezydentem USA Joe Bidenem deal w sprawie dokończenia gazociągu Nord Stream 2. Najbardziej „zielone” państwo w UE, czyli Niemcy dogadało się z najbardziej „zielonym” prezydentem w historii Ameryki w sprawie inwestycji, która zaleje Europę rosyjskim gazem. Gazem, czyli paliwem kopalnym, spalaniu którego towarzyszy emisja CO2.
W listopadzie w Glasgow ma się odbyć się COP 26, czyli kolejny szczyt klimatyczny ONZ poświęcony zmianom klimatu. Już dzisiaj pewne jest, że nie przyniesie on nic nowego. Najwięksi emitenci gazów cieplarnianych na świecie, tacy jak Chiny czy Indie nie zobowiążą się do wprowadzenia rygorów polityki klimatycznej, choćby zbliżonych do tych, które obowiązują w UE.
Chiny, które odpowiadają za 1/3 światowych emisji, nawet w ogarniętym pandemicznym kryzysem 2020 roku wypuściły do atmosfery więcej CO2 niż rok wcześniej i będą zwiększać emisję jeszcze przez wiele lat. Nawet jeśli zlikwidujemy cały europejski przemysł i transport, będziemy jeść korzonki, mieszkać w lepiankach i ubierać się jedynie w listki figowe globalne emisje gazów cieplarnianych będą nadal rosnąć. Pan Timmermans i spółka doskonale o tym wiedzą.
Wie o tym również polski rząd, który w grudniu ubiegłego roku zgodził się na kolejne zaostrzenie polityki klimatycznej. Jeszcze półtora roku temu wydawało się, że wreszcie mamy rząd, który twardo broni polskiego interesu przed klimatycznym szaleństwem Brukseli. To już niestety przeszłość. Prezentacja pakietu „Fit for 55” przeszła w Polsce bez echa. Zamiast ostrego protestu polskiego rządu, było i jest głuche milczenie. Z przykrością trzeba stwierdzić, że w zamian za pieniądze z unijnego Funduszu Odbudowy rząd skapitulował w sprawie polityki klimatycznej i poświęcił dobrobyt obecnego i przyszłych pokoleń. Jeszcze smutniejsze jest to, że gdy ludzie uświadomią sobie ten fakt, będzie już za późno, żeby cokolwiek zmienić.
Dominik Kolorz
not. Łk
Źródło: solidarnosckatowice.pl